Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —

— I cóż tam w nich jest?
— Tam wszystko stoi; nie ma take rzecz żeby o niej nie stojało. Naprzykład taki człowiek co sobie zabije przed długami, to myśli co już nie będzie płacił.
— Bo pewnie że nie zapłaci... co mówię pewnie! jak dwa a dwa cztery tak nie zapłaci.
— Widzi pan — a u nas stoi że zapłaci.
— A to jakim sposobem?
— Bardzo prostym sposobem, proszę pana aptekarza, taki człowiek po śmierci musi się obrócić w konia i póty wozić wodę, drzewo, ciężary, póki długu nie odrobi. Może się też obrócić w kurę... i... albo ja wiem w co on się może nie obrócić?
— No patrzaj-że Szulimku, ja nic o tem nie wiedziałem!
— Zkąd pan aptekarz mógłby wiedzieć o wszystkich interesach, co gdzie w jakie księgi stoi?
— Ślicznie mówisz, co mówię ślicznie! jak Cyceron! Ja nie mogę wiedzieć o wszystkich interesach i dla tego chciałbym pomówić z tobą o jednym...
— O co?
— Wiesz że nowy doktór już jedzie?
— Ny — niech un sobie jedzie... kto jemu przeszkadza?
— Otóż widzisz kochany Szulimku, nietylko że mu nie należy przeszkadzać — ale przeciwnie, trzeba mu dopomagać, co mówię dopomagać! dogadzać...
— Z jakim sposobem ja mam jemu dogadzać? — zapytał Szulim.
— Już ty wiesz najlepiej i pytasz się tylko tak sobie, aby się pytać. Przecież nie jesteś w ciemię bity.
— Za co ja mam być bity? pfe! niech pan nie mówi takie słowo.
— Filut jesteś... znam ja ciebie na wylot, co mówię