Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —

Aptekarz uśmiechnął się — i biorąc różne flaszki z półki, wlewał z nich po parę kropel do kieliszka.
— Przepraszam pana aptykarza, — rzekł Szulim, — na co pan leje waleriane? po co mnie waleriane? czy ja jestem broń Boże, moja żona?
— Pyszne pytanie! jak honor kocham! czy on jest jego żona? Nie bój się nic, mogę ci zaręczyć że nie będziesz nigdy twoją żoną... Wypij, proszę cię Szulimku, po podróży to cię wzmocni... a na zakąskę dam ci dwa migdały, świeżutkie, zeszłorocznego zbioru.
Szulim wypił podaną wódkę i skrzywił się okropnie.
— A co?! — zawołał aptekarz z tryumfem — delicye? nieprawdaż?
— Czy ona jest delicya to ja nie wiem, ale że pali w gębie jak ogień... to ja wiem. Gorzka jest... żeby moje wrogi takie gorzkie życie mieli!
— Niewszystko zdrowe co słodkie, mój Szulimku, nie wszystko! Najcudowniejsze lekarstwa są gorzkie i w smaku przykre... to też nie na smak zważać się powinno, lecz na skutek; ale à propos skutku... powiedz-że mi mój kochany jakże tam w Płużycach?
— Et, pfe! niech pan aptekarz nie wspomina... to był całkiem paskudny interes! Kto to widział żeby sobie zabić, żeby samemu śmierci szukać!
— A przyczyna? czy wykryli jaka przyczyna?
— Nie wiem, ale sobie miarkuję co to głupstwo się zrobiało, przez to co nieboszczyk miał dużo długów. Nasze żydki mieli u niego kilka tysięcy rubli. Ja nie rozumiem proszę pana, dla czego on to zrobił? U nas, w naszym zakonie, to się nie przytrafia — a dlaczego się nie przytrafia? dla tego, że u nas bardzo mądre książki czytają.
— Phi! phi! takie mądre powiadasz?
— Oj, oj...