Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 97 —

proszek w porcelanowym moździerzu, co mówię w porcelanowym! w zwyczajnym żelaznym moździerzu!...
Westchnąwszy ciężko, pan Szwarc udał się do swego gabinetu.
Był to niewielki pokoik, położony tuż przy aptece, tak że przez nieznaczną szparkę w ścianie pryncypał mógł w każdej chwili kontrolować czynności swego ucznia.
Biurko staroświeckiego fasonu, z zaśniedziałemi bronzami — a raczej jak dawniej nazywano „kantorek“, zawalone było papierami i książkami. Walały się na niem w nieładzie listy, rachunki ze składu materyałów aptecznych, gazety, książki farmaceutyczne, rękopis nieocenionych przepisów na rozmaite kosmetyki i pachnidła, paczki świeżo sprowadzonych medykamentów, ziół, soli i tym podobnych... gąsior atramentu własnej roboty, czarny kałamarz drewniany z piaseczniczką i pęk piór gęsich.
Pan Szwarc zasiadł przy biurku, otworzył jednę z licznych szufladek i wydobył z niej kilkadziesiąt świeżutkich kuponów od listów zastawnych.
— Niewdzięcznica! — monologował półgłosem, — co mówię niewdzięcznica! czarny charakter!... Czy ona ma wyobrażenie jak ja się dla niej poświęcam... Za ostatnie kilkaset rubli ponabywałem w Warszawie te kupony... a com się przytem nachodził po kantorach, co mówię nachodził! dorożkami najeździł! Niewarto, doprawdy nie warto;... o kupca na aptekę dziś łatwiej niż o wdzięczność córek... Ha! co tam, — rzekł z rezygnacyą, — co tam... moja rzecz zrobić lekarstwo, a jaki będzie skutek zobaczymy...
— Jasiu! — zawołał na ucznia, — Jasiu! poszlij-no laboranta po Szulima, niech mi zaraz tu przyjdzie, bo mam do niego pilny interes... a Kornelci, co mówię Kornelci! panny Kornelii poproś, żeby mi tu przysłała filiżankę czarnej ka-