Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 95 —

i nie dać jej gnuśnieć na zawsze w małem miasteczku. Mam takie przekonanie że jeżeli bierze się młodą osobę...
— Ach! — rzekł Szwarc wchodząc, — już i po trzech receptach! co prawda nasz poczciwy Zabłocki nie sprawia aptece wielkiego kłopotu. Infusum! saturacyjka, jakiś głupi proszek, co mówię proszek! proszeczek! — i już wszystko. Trzy recepty — rubel kopiejek dwadzieścia dziewięć i pół! jakże tu żyć przy takim doktorze! co mówię żyć! jak wegetować pytam?!
Doktór wstał.
— Szanowny panie, — rzekł, — muszę państwa pożegnać, trzeba spieszyć do chorych — i konie z Wólki już parę godzin czekają.
— Nie śmiem zatrzymywać — ale na herbatkę proszę do nas, co mówię proszę! i Kornelcia prosi! Dopóki się kochany konsyliarz nie urządzi, proszę nasz dom uważać jak za własny...
— Szczerze dziękuję, szczerze dziękuję, — rzekł doktór. — Pani Szwarc proszę oświadczyć moje uszanowanie...
Ukłonił się i wyszedł.
Szwarc zapalił świeże cygaro, puścił obfity kłąb dymu i stanąwszy przed córką zapytał:
— I cóż, moja śliczna Kornelciu — kochacie się już?!
— Kto? z kim? — zapytała zdumiona.
— No — ty i doktór, co mówię ty i doktór! wy z doktorem oboje i nawzajem!
— Co też ojciec mówi? Doprawdy nie rozumiem... traktuję go grzecznie, bo mnie tak postępować nauczono — ale więcej nic.
— Nic? nic? Ja daję codzień obiady wystawne, co mówię wystawne! lukullusowe, z indykiem, z kawą, z likierem — a ta nic! To kolosalne jak honor kocham! co mówię! to „nic“ piramidalne jest!!