Strona:Klemens Junosza - Pół dnia w życiu modnych małżonków.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nowe skargi, czy nowe zaklęcia,
Aż zemdlona, wzruszona
Opuściła ramiona...
I... rzuciła się w jego objęcia!

Wtem... do pokoju wszedł... ktoś.


Rozdział III.
Lasciate ogni speranza.

Piorun padający u nóg ich, nie tak byłby przeraził kochanków, jak to niespodziewane i wcale nie pożądane zjawisko. Niestety! niedługo trwało słodkie upojenie tych dwóch serc wybranych; niedługo mogli wynurzać swoje czyste, niewinne wrażenia, i napawać się wonią uczuć wiosennych! Los złowrogi rozdzielił te dwie dusze anielskie murem chińskim, co wzniósł się obok nich — w postaci męża.
Mąż stał zimno i nieporuszenie, jak statua Komandora, — jak sfinks zagadkowy. Napróżno z jego twarzy bladej i myślącej, starał byś się wyczytać wrażenia, które nim miotały, i nadaremnie usiłowałbyś zmiękczyć lub zmienić okropny wyrok, zdecydowany całą siłą niezłomnej woli. Był on podobny do posągu Przeznaczenia, trzymającego w jednym ręku szalę Temidy, w drugiem — miecz kary.
Kochankowie milczeli: On — stał oparty o poręcz fotelu i całą determinacją rozpaczy... wygotowywał w myśli piękny frazesik, który sądził że mu przystoi powiedzieć; — Ona — na wpół martwa, padła na kozetkę z twarzą do ściany zwróconą, i ułożywszy się w estetyczną lecz zarazem sentymentalnie rozpaczliwą pozę, namyślała się, czy jej wypada płakać, zemdleć, lub dostać spazmów.
Mąż przez czas niejaki nic nie mówił. Kochankowie patrzyli na niego w niemej trwodze pełnej rozpaczy; — Ona, spoglądając z ukosa — on, zmieniwszy pozycję, mianowicie założywszy ręcę na krzyż, i prawą nogę naprzód wysunuwszy — jak to przystało na dzielnego i dobrze wychowanego Lowelasa.
Nakoniec, po kilku chwilach oczekiwania, które wiekiem się wydawały, mąż z gestem pełnym godności, głosem straszliwie uroczystym, zawołał: „Jak widzę, jestem tu państwu na przeszkodzie. Nieprzerywam tak miłego sam na sam.“
To rzekłszy ukłonił się z całą powagą i zrobił parę kroków ku drzwiom. Na progu jednak zatrzymał się i wzrokiem litości zmierzywszy naprzód kochanka a potem wiarołomną żonę, od stóp do głów — wykrzyknął głosem pełnym ironji. „To już czwarty.“
Kiwnął głową, machnął ręką, uśmiechnął się pogardliwie i odszedł
Bodajto modna pogarda przesądów.