Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 45 —

jeszcze gorzéj pijana... gadają, krzyczą, machają rękami — a to biedactwo płacze. Ale, że ja nie dzisiejsza i nie w ciemię bita, tak przepchałam się aż do téj panienki i pytam: a co? a jak? a zkąd? Ona powiedziała parę słów i podług tego zaraz zmiarkowałam co jest. Juściż myślę sobie: niedobrze. Nieboszczkę panią Burchartową znałam ja, godna była pani, zawsze przysyłała do mnie do magla, słyszę tedy, co się święci, i już chcę gębę otworzyć, żeby coś powiedziéć, aż tu Janklowa, nie wiem czy ją pani zna?
— Zkądże?
— Szelma z pod ciemnéj gwiazdy, żeby ona z piekła nie wyjrzała, powiada: niech się panienka nie martwi, ja panience dam śliczny pokoik i tak będzie panience dobrze! — jak wiadomo, taka to już wie, co ma mówić, a tu znowuż, nie wiedzieć zkąd, wyrwał się jakiś wypłosz, taki fanfaron, w cylindrze, ze szkiełkiem na nosie i także się nastręcza z pokojem. Tedy, proszę pani, już nie mogłam ścierpieć! Jak przyskoczę do owego eleganta, jak zacznę po swojemu! Pani kochająca, sam nie wiedział którędy ma uciekać, a potem do Janklowéj: A ty, powiadam, taka i owaka, to ty tak?! Zaraz rewirowego zawołam!.. Odszczekiwała mi, bo odszczekiwała, ale się zlękła, bo wie, że ja w gniewie nie pytam i że sprawiedliwość za mną będzie. Dość że przepędziłam żydówkę i zaraz obces biorę tę panienkę za