Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —

rękę i powiadam: Nie patrz, panienko, że ja biedna i prosta kobieta, ale jestem stateczna, matka dzieciom, i sierocie krzywdy nie zrobię. A ona popatrzyła na mnie, popatrzyła, nareszcie powiada: „Pójdę z panią!” i poszła.
— Ślicznieś pani zrobiła, bardzo uczciwie, bardzo godnie! — rzekła pani Władysława.
— A! Boże miłosierny, czyż to nie moje psie prawo? A toż chybabym ostatnia już była, żeby takiéj sierotki nie poratować w kłopocie. Przyprowadziłam ją tu, do téj saméj stancyi, jako i państwa teraz, i powiadam: niech się panienka nic nie boi, ja magle utrzymuję... jeszcze tylko parę wałków przekręcą i będzie całkiem cicho. Ona sobie usiadła na krzesełku, płacze i drży, ale to, powiadam państwu, tak drży, jakby ją frybra trzęsła. O! myślę sobie, źle! rozchoruje się biedactwo i będzie... ale że ja téż wypraktykowana, wiec powiadam: moja panieneczko kochana, nie pytając rozebrać się i kłaść, a ja duchem samowarek nastawię, herbaty gorącéj dam i bez to wszystek mróz z panienki wylezie i do jutra będzie panienka zdrowa. Proszę, ma się rozumiéć, grzecznie, a ona nie, „dziękuję i dziękuję”. Już mię téż i złość wzięła, bo, proszę państwa, poprawdzie mówiąc, trochę prędka jestem...
Pani Władysława uśmiechnęła się.
— Niech się pani nie śmieje, prędkie ludzie złe nie są. Powiadam: co panienka sobie myśli, ja