Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 213 —

nie bardzo się lękałem. Byłem pewny, że ten kauzyperda, nawet na prośby Olimpci nie wyjdzie z roli pokątnego doradcy i co najwyżéj wytoczy mi proces o jakie niebywałe straty i szkody — ale maszynista budził we mnie niejakie obawy...
Chłop jak lew, gburowaty i trochę awanturnik, miał pięście wielkie, żylaste, twarde, które w danym razie mogłyby wywrzeć ciśnienie co najmniéj pięciu atmosfer na grzbiet bliźniego. Jeżeli takiemi argumentami zechce wzbudzać we mnie gwałtowną miłość dla Pelci, to będę pięknie wyglądał! W najlepszym razie, Pelcia mogłaby dostać mnie pod dożywotnią władzę z nadłamanemi żebrami.
Ostatecznie, gdyby mnie wyzwali na pojedynek — stanąłbym... Cóż robić! raz kozie śmierć, ale narażać się na awantury, człowiekowi spokojnemu... to nie arcyprzyjemna perspektywa!!
Długo zastanawiałem się nad położeniem, które zaczynało być tragiczne i szukałem drogi wyjścia... Po dojrzałym namyśle postanowiłem zdobyć się na odwagę i odrazu przeciąć wszelkie kwestye...
Na trzeci dzień potém, ubrawszy się jak mogłem najstaranniéj; wszedłem śmiało do salonu pani Szwalbergowéj.
Zacna dama zmierzyła mnie wzrokiem, który zdawał się zapowiadać, że mnie zmiażdży na proszek, Olimpcia siedziała na kozetce, obok niéj Kle-