nizko, jak ptaszę małe nad miedzą, a każdy wsłuchuje się w nie chętnie i sercem ich wdzięki odczuwa.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Niedawno to było...
Ku Powązkom żałobny orszak zdążał, skromna trumna kołysała się na barkach przyjaciół, na cmentarzu oczekiwali grabarze, nad grobem wykopanym dopiero.
Przebrzmiały smutne pogrzebowe psalmy i słowa serdecznego przemówienia przebrzmiały — Powązkom przybył grób nowy. Na ten grób rzucili ludzie kilka wieńców z laurowych liści, nieśmiertelników i róż, westchnęli, uronili może łez kilka i opuścili miasto umarłych, na którem z nadchodzącą nocą ponura cisza zalega i drzewa smutnie szeleszczą.
Rzecz zwykła. — Pochowano człowieka, na cmentarzu grób przybył, w statystyce jednostka, w żałobnej kronice kartka smutna.
Spuścizna po tym któregośmy do grobu złożyli, nie przyczyni kłopotu prawnikom i sądom, bo to dziwnej natury sukcesya. Podobna ona do ewangelicznego „pięciorga chleba“ którym całe rzesze obdzielić można, a każdy kto duchem był zmarłemu pokrewnym, ma prawo do spadku i może z niego korzystać.