Strona:Klemens Junosza - Na stare lata.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Michał głową kiwał smutnie, po chwili milczenia odezwał się:
— A jakto ja mam jegomości ratować?
— Pieniędzy mi pożycz.
— Dużo?
— Wiele możesz bez uszczerbku dla siebie... daj piętnaście, dwadzieścia tysięcy na hypotekę i na ośm procent.
— I na cóż to jegomość chcesz tyle pieniędzy....
— Ha, będę się jeszcze ratował... żydów pospłacam, gospodarstwo podniosę.
Pan Michał bębnił w stół palcami, ale milczał.
I cóż? — zapytał radca — mogęż liczyć na ciebie panie Michale?
— Niebardzo....
— Ho! ho! — a dla czegóż to, pieniędzy nie masz?
— Mam, mam owszem, nawet nietylko dwadzieścia, ale i sześćdziesiąt tysięcy w gotowiźnie znajdę, ale jegomości nie dam i basta...
— Dla czego? dla czego? — szeptał zrozpaczony radca...
— Bo nie głupim...
— Ha, więc to takiego mam w tobie przyjaciela?
— Właśnie, że go masz.
— Ładna mi przyjaźń, opuścić kogo w nieszczęściu... a jednak przecież to i dzieci nasze mają się połączyć podobno, chociaż o ile widzę z dzisiejszego postępowania pana łaskawego, to zapewne już i syn jego zmienił zamiary... Uboga panienka moja dziewczyna jest teraz... ale nie nabijamy się, nie... o co nie, to nie! Możecie sobie panowie oszczędzić trudu odwiedzania naszéj ubogiéj strzechy... bo progi jéj za nizkie będą teraz dla was, tam bieda dzisiaj... bieda będzie jutro gorsza jeszcze... tak, tak, to nie dla panów interes, nie... Bądź pan dobrodziéj zdrów panie Michale, niech wam Bóg szczęści we wszystkich zamiarach waszych...
Z temi słowy radca do odjazdu się zabierał, a pan Michał patrzył na niego w milczeniu i to bladł, to czerwieniał, to znów wąsa siwego targał, widocznie wzburzony był bardzo.
Nareszcie nie mógł już wytrzymać, wybuchnął:
— A cóż wy sobie myślicie u kroćset, że Jaś żeni się z waszą Wydmą?