„Panie, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju.”
Aleć przecież zdrów był, zapas sił żywotnych miał duży, przeto mógł się spodziewać, że szczęściem dziecka swego długo jeszcze cieszyć się może i że zachód życia swego będzie miał pogodny i jasny.
Nie było jednak na długie dumanie czasu, obowiązek uprzejmego gospodarza wzywał go do gości, pospieszył więc staruszek co żywo, daléj zapraszać i częstować, przysiadał się to do tego, to do owego kółka, tu rzucił parę słówek uprzejmych, tu znowuż przy kartach dał jakąś radę graczowi, tam opowiedział ucieszną dykteryjkę lub zdarzenie z dawnych czasów, pościerał się z młodymi, ze starymi westchnął, słowem pełno go było wszędzie.
Raz tylko jeden porzucił zajęcie się towarzystwem, dla sprawy czysto prywatnéj natury.
Sąsiad jeden (porządny bardzo zresztą człowiek, lecz nie mający szczęścia do pieniędzy w ogóle, do regularnego płacenia rat Towarzystwu kredytowemu w szczególności), odprowadził go na bok, a ująwszy delikatnie za guzik od fraka, opowiedział mu swoje kłopoty i zmartwienia w sposób tak wymowny, że poczciwy emeryt uczuł się do głębi serca wzruszonym. Ponieważ w ogóle charaktery zacne i ufające, gotowe są działać pod pierwszem wrażeniem, przeto radca zaprosił nieszczęśliwego sąsiada do swego pokoiku, a otworzywszy biurko, wydobył ztamtąd kilka tęczowéj barwy papierków i złożył je na ołtarzu solidarności sąsiedzkiéj.
Uszczęśliwiony sąsiad poruszył z grobu wszystkich przodków swoich aż do siódmego pokolenia i zaklął się na ich cienie, że jak tylko rzepak sprzeda natychmiast pożyczkę staruszkowi zwróci. Na pewność tego zobowiązania chciał nawet wystawić skrypcik, ale emeryt odrzucił tę propozycyę oświadczywszy, że między ludźmi honorowymi papier jest rzeczą zbyteczną, gdyż słowo uczciwego człowieka więcéj waży, aniżeli całe ryzy ostęplowanéj bibuły.
Na takie dictum, uczciwy człowiek nie mógł się wstrzymać od złośliwego uśmiechu, lecz nie upierał się przy swojem zdaniu, owszem chętnie bardzo przystał na niepisanie rewersu i podziwiał szlachetność serca staruszka, który tego rodzaju interesa lubił załatwiać w cztery oczy, wbrew wyraźnym żądaniom obowiązującego prawa, które liczbę oczu niezbędnych przy udzielaniu pożyczek bezrewersowych oznacza wyraźnie na osiem.
Wierzyciel i dłużnik po zawarciu umowy dali sobie buzi z dubeltówki siedem razy, co razem wyniosło pocałunków czternaście, a ściśle rzeczy biorąc trzynaście, gdyż jeden dany na powietrzu był idealnym tylko i ztąd faktycznie istnieć nie mógł.
Powiadają, że liczba trzynaście jest fatalną, o ile jednak w tem jest prawdy, jako nie ćwiczony w naukach kabalistycznych twierdzić nie śmiem — wiem to tylko na pewno, że radca po dzień dzisiejszy pieniędzy swoich nie oglądał i że sąsiad przy każdéj sposobności nazywa go (ma się rozumieć za oczy) liczykrupą, lichwiarzem i kutwą.
Wobec tego rozstrzygnięcie kwestyi fatalności liczby trzynastu, pozostawiam domyślności szanownego czytelnika.
Wracajmy jednak do towarzystwa, które zgromadziło się już przy ogromnym stole w sali jadalnéj i zabrało
Strona:Klemens Junosza - Na stare lata.djvu/12
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.