Strona:Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

użyteczny i potrzebny, czuję, że gdyby mnie nie było, to słowo honoru daję, sam nie wiem, coby to było...
Pytacie, jaka jest moja specyalność? To się nie da opowiedzieć w dwóch słowach, jest to albowiem specyalność specyalna, obszerna, wielka, nie skłamię, jeżeli powiem, że bezbrzeżna jak ocean. Bo proszę sobie wyobraić naprzykład taką sytuacyę: ktoś, ma się rozumieć ze sfery moich znajomych, namiętny palacz cygar i człowiek zamożny, bo i to należy do mojej specyalności, że się z biedakami nie wdaję, jest w kłopocie... Zapas prawie wyczerpał, nowego jeszcze nie posiada, próbował nabyć tu i owdzie, nie może znaleźć takich, jakich żąda. Jest zmartwiony, cierpi, nareszcie, szczęśliwy traf zrządza, że spotkał mnie na ulicy.
— Józiu! — woła — ratuj, ty jesteś specyalista, a ja nie mam cygar, zmiłuj się, radź!
Sądzicie, że go opuszczę w nieszczęściu? O! to się po mnie nie pokaże! Z całą uprzejmością i poświęceniem zajmuję się nim, niby miłosierny Samarytanin, prowadzę do znajomego agenta, każę pokazywać różne gatunki, próbuję sam, i nie upłynie godzina, a mój przyjaciel znajdzie się już w posiadaniu tysiąca przepysznych „Manilli.“ Entre nous soit dit... przyjaciel wyprawia mi pyszne śniadanko, a od agenta kapnie coś w gotowiźnie. Mam z nim specyalne rachunki. Na cygarach wszakże nie koniec... o nie! Specyalność moja