Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jarmark, trzech nas gospodarzy sprawiedliwych: Dzięcioł Michał, Balasiński Wojciech i ja..

(Chwila pauzy).

Ale gdzie zaś! przeświętny sąd pyta, gdzieśmy byli potem? niby od Srula wyszedłszy?... A juści byliśmy... zapomniałem, jak się ten żydzisko nazywa.. ale to pamiętam, że Balasiński był fundator. Ja już żółtego papierka nie miałem, jeno mi ostał czerwony. Owinąłem go we szmatkę, zapakowałem do kalety i rzekłem: siedź-że tu spokojnie; nie prędko świat obaczysz... Bo ja już taki jestem zawzięty...
Wielmożny sędzia każe gadać, a jak jeno ja gadam, to wielmożny sędzia dzwoni i każe nie gadać, jeno żeby o tem, co do sprawy należy. Toć gadam. Szliśmy na jarmark we trzech, gospodarze sprawiedliwe: Balasiński Wojciech...

(Pauza).

To niechże przeświętny sąd sam powie, co chce wiedzieć.

(Pauza).

No, dobrze... i dość na ten skutek, że jakeśmy na jarmark szczęśliwie przyszli, takeśmy szczęśliwie wyszli, jeno co Balasiński raz się w rów obalił, bez to, że mało ma kleju w nogach. Szliśmy gościńcem do samego lasu i lasem het znów