Strona:Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu/132

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    do śniadania. Potem ja się ubieram, idę na miasto, do Saskiego ogrodu, pospaceruję koło giełdy...
    Zawsze po pracy człowiek potrzebuje trochę ruchu i odpoczynku. Po obiedzie ja lubię iść do cukierni; tam jest bardzo porządne towarzystwo, można przeczytać „Gazetę Handlową,“ można trochę gawędzić, dowiedzieć się różnych nowości, zagrać w szachy — a ja jestem też trochę szachista.
    Wieczorem to bywam w domu; pytam, co było, jak było, przeglądam księgę.
    Przez cały tydzień u nas w lombardzie cicho jest ruch, ale nie ma gwałtu, niema hałasu; wujaszek może spokojnie robić swoje taksacye, obejrzeć porządnie każdą sztukę pod światło i przez okulary zobaczyć, ile razy była nicowana i czy się da jeszcze raz przewrócić, czy może z niej być kilka czapek.
    Dopiero w sobotę na wieczór znowu się zaczyna. Wszystkie spodnie, saki, paltoty zaczynają wędrować.
    Ledwie się u nas szabas skończy, już pełne schody interesantów, tych samych, co byli w poniedziałek.
    Wtenczas oni potrzebowali zastawić, teraz potrzebują wykupić — i wykupują.
    Płacą rzetelnie co się należy: kapitał, procent i za przechowanie za miesiąc, biorą swoją garderobę i idą na miasto.
    W poniedziałek rano wszyscy są z powrotem,