Strona:Klemens Junosza - Listy pedagoga.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzwonka, oznajmującego przybycie jakiegoś interesanta do kantoru..
W tem położeniu nie wiedziałem co czynić, a chcąc bądź co bądź rozpocząć jakąś rozmowę, przygotowałem sobie w myśli frazes mający poinformować moją panią o zamiarze przebicia tunelu pod kanałem La Manche, o zamienieniu pustyni Sahary w morze, o kolei żelaznej mającej przerznąć Indje, Tybet i Chiny, i o wielu innych rzeczach. Odkaszlnąłem już nawet, chcąc nadać naszej rozmowie charakter poważny, ciężki i suchy jak na nauczyciela przystało, gdy w tem miła blondynka odezwała się...
— To tak zawsze.... jedno i to samo... ciągle w kółko.
— Łaskawa pani, rzekłem, życie jest niczem innem... jak tylko jednostajnym szeregiem podobnych do siebie wypadków i wrażeń...
— Ja nie mam żadnych wrażeń, mój panie i to jest mojem głównem cierpieniem...
— Sądzę, że kasa pana Salzpiper pozwala pani...
— Ach panie, dotknąłeś najdrażliwszej struny mego serca, czemże jest mój mąż dla mnie... jak pan myślisz.
— Ja myślę... że... jako... to jest opiekunem... przyjacielem... kochankiem wreszcie.
— Ha! ha! ha! zaśmiała się ironicznie, on jest dla mnie... tylko kasą...
— I fasą, dodałem w myśli, porządną fasą...
— Ja nie znam radości, ani szczęścia, dni moje upływają w smutnej, nudnej jednostajności — nieraz chciałabym żeby się dom zapalił... byłaby rozmaitość.
— Jesteś pani próżniak, myślę sobie i dodaje głośno... a może by przejażdżka za granicę mogła panią rozerwać i rozweselić...
— Wszystko to jedno, wróciłam z tamtąd przed trzema tygodniami...
— Zresztą, proszę pani, wrażeń szukać nie trzeba, przychodzą one same, zawołać ich nie można... rzekłem — ponieważ w podejrzliwym z natury duchu moim, zrodziła się nagle supozycja, że smutek pani i szczególniejsze zwierzenia, były skutkiem nagłej a niespodziewanej ucieczki pana Maksa, któremu melancholiczna pani okazywała pewne względy i nazywała go nawet kuzynkiem...
Podejrzenia moje były aż nadto uzasadnione, — jak to się później okazało, chcąc jednak przerwać draźliwą rozmowę, i pójść do swoich elewów, ażeby ich raz chociaż do pierwszej lekcji zapędzić, odezwałem się tonem poważnym i uroczystym...
— Pani, kto wie, czy owa jednostajność na którą się pani tak bardzo użala, nie jest najlepszym stanem duszy. Obfitość wrażeń zabija częstokroć serce, lub łamie je w kwiecie dni młodości... Znałem człowieka, napozór zimnego jak marmur, unikał on wrażeń bo przeczuwał, że pierwsze zabiłoby go na miejscu.
Pani utkwiła we mnie swe wielkie habrowe oczy...