Strona:Klemens Junosza - Listy pedagoga.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Straszysz mnie pan, rzekła, ale wiesz pan o tem zapewne, że w strachu i w obawie jest pewien urok... jakaś trwoga i niepewność która mnie zachwyca...
— Co kto lubi, odrzekłem krótko...
Nigdy nie przypuszczałem że mam kwalifikacje na proroka, i że gdybym był przyszedł na świat trochę wcześniej, możebym rywalizował z Jeremjaszem, Habakukiem lub Danielem, możebym jak Jonasz odbywał podróż malowniczą po wnętrznościach wieloryba, i wyleczył się przez ten czas prawdziwym tranem, oryginalnym i nie podrobionym w żadnej aptece...
Dziś jeszcze nie mogę sobie wytłomaczyć, jakim sposobem przeczułem burzę domową — jakim sposobem przewidziałem, iż kulisty pan Salzpiper ma krew, nerwy, serce i wszystkie właściwości gwałtownego człowieka...

Na drugi dzień wieczorem, kiedy pan Salzpiper wyszedł jak zwykle na przechadzkę, a ja skończywszy lekcję czytałem pani na głos jakąś balladę Hug’a, miał się stać tragiczny wypadek...

dokończ. nast.