Strona:Klemens Junosza - Listy pedagoga.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LISTY PEDAGOGA.
ZEBRAŁ
Klemens Junosza.


II.
Kochany Klemensie!

Z przeszłego listu dowiedziałeś się, że jestem zainstalowany na posadzie guwernera prywatnego u pani Salzpiper... powiadam u pani, gdyż pan Salzpiper należy do tych szczęśliwych śmiertelników, którzy wymawiają tylko dwa wyrazy, a mianowicie wie viel? Przesiaduje on cały dzień w kantorze, wieczorem dopiero toczy swą kulistą postać do Krasińskiego ogrodu, gdzie używa umiarkowanej przechadzki.
Życie jego idzie jednostajnie jak zegarek dobrze wyregulowany; — pan Salzpiper nie unosi się nigdy, nie gniewa, nie irytuje i cały świat zdaje się go nic a nic nie obchodzić...
To flegmatyczne usposobienie tuczy go niepomiernie, i szlachetnym członkom nadaje formę coraz bardziej kulistą — jeden z jego kantorzystów porównywał go zawsze do czerwonej kuli bilardowej, chociaż zapominał o tem, że sam podobny był do kija.
Kiedy po niejakim czasie doniesiono panu Salzpiper, że ów kantorzysta zrobił znaczny deficyt w kasie i drapnął, pan Salzpiper nie zmieniwszy wyrazu twarzy, zapytał obojętnie.
Wie viel?
— 5732 ruble i 18½ kop., odpowiedział wybladły i przestraszony kolega zbiegłego.
Pryncypał w odpowiedzi na to, wskazał ręką na Kurjer i na przechodzącego stójkowego, co miało znaczyć, żeby ogłosić o zbiegu w gazetach i dać znać do policji...
Rozkaz ten wykonano natychmiast, a wypadek nie zachmurzył ani na chwilę wygolonej twarzy bankiera.
Przyszedł on jak zwykle na objad, przez cały czas nie odzywał się ani do żony, ani do synków, ani do mnie, a ja prowadziłem z panią domu żywą rozmowę o epidemji emigracyjnej, która przesiąknęła całą klasę kantorowiczów i subjektów.
Kiedy objad się skończył, pryncypał wstał od stołu, pocałował żonę w rękę i wyszedł, chłopcy wybiegli do sąsiednich pokoi, i ja chciałem podążyć za niemi, ale łagodne melancholiczne wejrzenie pani przytrzymało mnie na miejscu.
Przewróciła w górę swe melancholiczne habrowe oczy, a przy jasnych w umyślnym nieładzie rozrzuconych włosach, przy bladości twarzy prawie przezroczystej, wyglądała prawdziwie jak Ofelja, tem więcej, że skubała w ręku jakiś kwiat wyjęty melancholicznie z wazonu zdobiącego stół jadalnej sali...
Długo trwało milczenie, przerywane tylko szelestem przelatującej muchy, lub ostrym dźwiękiem