Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przemówiłyśmy do siebie ani słowa.
— Smutno wam?
— Nie, ale, proszę cioci, nie mamy też żadnego powodu do radości.
— Owszem, owszem, macie i bardzo ważny powód, powinnyście się cieszyć i radować, skakać z radości nawet!
— Nie wiemy o niczem, cioteczko.
— A, nie wiecie? udajecie że nic nie wiecie, to mi się podoba doprawdy! jestem zachwycona tą nieświadomością.
— A co cioteczka ma na myśli?
— A cóż? wasz gagatek, wasz kochany braciszek, wasz opiekun, zastępca waszego ojca! przepędza czas bardzo przyjemnie, bawi się — i podobno zagranicą.
— On jest w Warszawie, cioteczko, interesami się zajmuje.
— Ładne interesa, piękne interesa!
— Cóż my możemy wiedzieć o nich, moja ciociu?
— Tak, zapewne. Wydają się potrochu wszystkie piękne sprawki, wydaje się wszystko. Naprzód on wcale nie jest w Warszawie, to fakt. Pan Kajetan jeździł tam przecie, obszedł wszystkie hotele, szukał w biurze adresowem, nie ma go.
— To niepodobna!
— Nie niepodobna, tylko najprawdziwsza prawda. Już daruj mi, Celinko, ale Warszawa nie stóg siana a pan Stanisław nie igła, znaleźćby go można, tem bardziej, że robiono wszelkie poszukiwania. Po za tem wykryło się, że gagatek brał paszport zagraniczny — dalej pan Kajetan wyśledził także, że on był w Warszawie, że stał w hotelu i że ztamtąd zawieziono go na kolej wiedeńską... Czegoż chcecie? pojechał się bawić gagatek!
— Cioteczko! może go jaki pilny interes powołał?