Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak ty pięknie kochasz, Celinko — szepnęła Mania, wzdychając.
— To nie ja, Manieczko droga, to nie ja tylko. Mnie się zdaje, że każda dziewczyna tak kocha. To jedyna siła, to cała potęga nasza. Nie mamy ramion krzepkich, jak nasi bracia, nie mamy woli żelaznej i energji w zapasach z przeciwnościami. Serce nam tylko Bóg dał... tylko serce.
W tej chwili światło do pokoju wniesiono.
Celinka, wysmukła, w czarnej sukni żałobnej, z załzawionemi oczami modremi, z rumieńcem na białej, prześlicznie zarysowanej twarzy, wyglądała jak wieszczka natchniona. Stefan w zachwycie patrzył na nią a w czarnych jego źrenicach migotały blaski ogniste.
Wejście Stanisława i pani Karwackiej przerwało rozmowę.
Ciotka zirytowana była widocznie, gniewna czegoś. Rumieńce wystąpiły na jej twarz szczupłą i suchą, oczy biegały niespokojnie, wązkie usta zacisnęła kurczowo.
Usiadła w fotelu nie mówiąc nic. Celinka i Mania naprzeciw brata pospieszyły.
— Kochany Stasiu — rzekła poważnie Celinka — mamy gościa... Serdeczny przyjaciel naszego domu, pan Rudzki.
Stefan wyciągnął rękę na powitanie.
— Poznajesz mnie zapewne, przyjacielu lat dziecinnych — rzekł — na jednej siedzieliśmy