Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mam do załatwienia i jechać zaraz muszę, nie chciałbym albowiem śpóźnić się na taką uroczystość.
— A no, i ja też uciekam, niech pan regent jedzie — niech jedzie. Szczęśliwy, komu się takie uroczystości zdarzają! Do widzenia, szczęśliwej podróży, do widzenia.
— Bądź pan zdrów.
Pan pocztmistrz powoli poszedł ku domowi, rozmyślając przez drogę, mówiąc sam do siebie półgłosem:
— Dziwna rzecz, jak się ten świat teraz zmienił. Ja mu przynoszę najświeższą nowość, a ten twierdzi, że to rzecz stara jak świat. Dziwnie się dzieje na tym świecie, bardzo dziwnie, jak dla mnie przynajmniej, kiedy już ludzie najświeższych nawet wiadomości słuchać nie chcą, gdyż wiedzą o nich pierwej niż ja. Szczęśliwi...
Nasunął czapkę na uszy i powoli poszedł ku swej kancelarji pocztowej, rozmyślając o różnych smutnych stronach życia ludzkiego, o drożyźnie owsa i o olbrzymiej ilości listów, które codziennie ekspedjować trzeba.
Tego wieczora w Karczówce we wszystkich oknach jaśniały światła. Szczupłe grono przyjaciół składało życzenia młodej parze, którą poczciwy kanonik przed kilkoma godzinami połączył dozgonnym węzłem. Celinka w białej sukience promieniała szczęściem i radością. Stefan zaś spokojny i poważny jak zwykle, patrzył z zachwytem na swoją piękną towarzyszkę życia.
Mania szczebiotała wesoło i żartowała z młodej pary, a wśród żartów i śmiechów, w o-