Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czach jej błysnęła od czasu do czasu łezka, na myśl konieczności rozłączenia się z ukochaną siostrą.
Regent złożył młodej parze życzenia w pięknej mowie przeplatanej łaciną.
Pan Kajetan targał niecierpliwie wąsy siwe i powiekami w sposób komiczny poruszał, gniewając się na łzy, które mu wzruszenie napędzało do oczu.
Jak na wielką galę wystąpiła pani Karwacka. Wystroiła się na ten uroczysty dzień w materje, wydobyła z ukrycia jakieś dawne klejnoty. Tradycyjnym zwyczajem przyjęła państwa młodych na progu chlebem i solą i natychmiast zniknęła w dalszych pokojach i doglądała, żeby wszystko było w porządku, żeby nic gościom nie brakło.
Celinka ująła ją za rękę, gdy szybko przechodziła przez salon.
— Cóż cioteczko droga — spytała — kontentna jesteś z mego męża?
— Poczciwy chłopak — odrzekła — ale ciamajda... jak wszyscy mężczyźni w ogóle.
— Dla czego, ciotuniu?
— Dla tego, że wcześniej tego nie zrobił! wówczas kiedy zacny twój ojciec żył jeszcze.
Celinka westchnęła.
W tej chwili zbliżył się do niej Stanisław, prowadząc za rękę Stefana. Ucałował serdecznie siostrę i szwagra i rzekł do nich półgłosem:
— Tu moi najdrożsi, w tym zakątku — i blizko was... do zgonu!