Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w domu z kim trudna będzie sprawa, pod tym względem.
— Ciocię pan masz na myśli? — zapytała Celinka.
— Tak, pani.
— Wierz mi panie Stefanie, że to jest bardzo dobra kobieta, ona ma złote serce.
— Wiem o tem bardzo dobrze, ale jest przytem bardzo prędka. Gotowa mu zaraz na progu powiedzieć ostre kazanie, a człowiekowi tak cierpiącemu jak on, toby z pewnością na pożytek nie wyszło.
— Jakże więc zrobić?
— Chyba ktoś z nas pójdzie naprzód i uprzedzi panią Karwacką, wytłómaczy jej. Ja sam gotów jestem to uczynić.
— Nie — rzekła Celinka — pan nie odstąpi przecież Stasia, dopóki go do samego domu nie przywiezie... lepiej ja pójdę.
— Przepraszam — wtrąciła Mania — jako starszej odstępuję ci pierwszeństwo w przywitaniu brata — a ja pobiegnę do domu i przygotuję wszystko na jego przyjęcie.
Z temi słowy, zanim siostra miała czas odpowiedzieć, Mania szybko pobiegła ku dworowi.
Stefan ujął rękę Celinki, spojrzał jej w oczy i zapytał:
— A tu w Karczówce przez ten czas nic się nie zmieniło?
— Nic a nic — szepnęła — tylko było tu smutno... bardzo smutno.
— Podziękował jej uściśnieniem ręki.
— Chodźmy teraz do niego.
Celinka oparła się na ramieniu narzeczonego i oboje udali się ku powozowi, w którym