Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dostrzegłeś nas, panie Stefanie? — zapytała Celinka.
— Mam wzrok doskonały... dostrzegłszy kazałem zatrzymać powóz, a korzystając z tego, że Stanisław podróżą, a bardziej jeszcze osłabieniem zmęczony, jest śpiący i prawie ciągle drzemie, wysiadłem i poszedłem pieszo, aby panie powitać i aby was uprzedzić zarazem, jak się zachować należy. Było to koniecznem, bo jakkolwiek wedle opinji najlepszych lekarzy, życiu jego nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, jednak długo jeszcze zapewne będziemy go musieli pielęgnować zanim zupełnie przyjdzie do siebie. Przedewszystkiem trzeba go oszczędzać, trzeba usunąć wszelkie powody, któreby go wzruszyć albo zmartwić mogły, nic nie wspominać, o nic nie pytać, zachowywać się tak jak gdybyście panie wcale o niczem nie wiedziały. Przywitajcie go nawet z udaną obojętnością, jak kogoś, który po parodniowej nieobecności powrócił.
— Cóż robić — rzekła z westchnieniem Mania — zastosujemy się do tego.
— O tem nie wątpię — rzekł Stefan — panie potraficie to uczynić, ale jest jeszcze ktoś