Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.

Wspaniale weszło słońce nad Czortowem.
Ozłociło ono jezioro, staw, rzeczułkę, całowało krople rosy na łąkach, a zieleni drzew nadawało odblask złotawy.
W świetle tego słońca kąpał się dwór staroświecki, wygodny i obszerny.
Potężne brzemię lat go gniotło, to też rozsiadł się szeroko i wygodnie jak staruszek, który gdyby zechciał, toby mógł dużo powiedziéć.
Dwór ten wrosł już i w ziemię potrosze, okienka jego popaczyły się cokolwiek, dach miejscami mchem porastał, ale wewnątrz za to było wygodnie i ciepło.
Przed gankiem był trawnik, około którego biegła drożka białemi obłożona kamieniami, a w pewném oddaleniu widać było zabudowania gospodarskie drewniane, ale dobrze utrzymane i porządne.
Kilkoro ładnych źrebiąt przechadzało się po okólniku, szczypiąc trawkę, a woły zaprzężone do pługów wychodziły do roboty powoli, poważnie, jakby z przeświadczeniem wewnętrzném o ważności swego powołania.
I we dworze ruch się już zaczął.
Naprzód, w białym kitlu płóciennym z nieodstępną fajeczką w ustach, wysunął się na ganek sam pan Kalasanty Szperka, dziedzic i właściciel kilkudziesięciu włók ziemi z łąkami i lasem.
W złym humorze widać podniósł się z łóżka ten mąż, bo hałasował i krzyczał, aż się echo po całym dziedzińcu rozlegało.
Stary Sapalski, ekonom, przysięgał się na wszystkie świętości, że kosiarze już są na łąkach, że wszyscy parobcy zajęci, ale to nic nie pomagało, pan Kalasanty krzyczał, klął, aż na szczęście wpadł mu pod rękę chłopak stajenny.
Wytargał go więc za uszy i tym sposobem ulżył nieco zbolałemu sercu. Potém zaczął mocno sapać i zasiadł na ławeczce przed dużym stołem okrągłym, przy którym zazwyczaj podczas lata zbierała się cała rodzina, w szlachetnym celu spożywania darów bożych.
Niebawem ukazał się téż Jasiek, niosąc dymiący samowar i Franka z maszynką do kawy, śmietanką i ciastem, któremi to specyałami zastawiono stół w takiéj obfitości, że możnaby nakarmić niemi pół szwadronu kawaleryi.
Stanowisko honorowe przy samowarze, zajęła nie sama pani domu, lecz osoba znana w całéj okolicy pod pseudonimem cioci Figlisiewiczowéj.
Czyją ona była właściwie ciocią, nie wiadomo, wszyscy ją wszakże tak nazywali.
Była to osoba sucha, cienka, wysokiego wzrostu, wiecznie zajęta i milcząca. Spełniała pracowicie rolę ubogiéj krewnéj, która, jak wiadomo, tém się różni od sługi, że nie pobiera pensyi i nie może się odprawić kiedy zechce.
Całe gospodarstwo domowe było na jéj głowie, bo sama pani jako istota wyższa nad drobnostki powszedniego życia, dla utrzymania ducha potrzebowała leżeć na kozetce i czytać romanse.
Ciotka była też konduktorem, któ-