Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ry ściągał na siebie pioruny gniewu dostojnéj dziedziczki.
Rola nie do pozazdroszczenia; kto inny na tém miejscu schudłby jak szczapa, ale ciotka już schudnąć nie mogła, tak była sucha i zawiędła.
Ona wstawała najwcześniéj, kładła się spać najpóźniéj, pracowała jak mrówka i za to musiała znosić przycinki, że jest na łaskawym chlebie...
Znałem ja takich ciotek wiele, wszystkie podobny los znosiły — niejedna z nich umieściła u łaskawców swoich ostatni fundusik i tym sposobem pogorszała jeszcze swoje położenie o tyle, że jako wierzyciel, uważaną była za wroga.
Pan Kalasanty sapał i pił kawę, niszcząc przy téj sposobności masę ciasta, potem odpoczywał, palił fajkę i brał się w dalszym ciągu do kawy.
Chmury z jego czoła zaczynały ustępować powoli, a natomiast na obliczu wykwitał rumieniec i wyraz pewnéj błogości, właściwéj człowiekowi, który się najadł i ma to przekonanie, że nie umrze głodną śmiercią aż... do drugiego śniadania.
Pokazały się też niebawem dwie dziewczynki: Wandzia i Izia, jasne blondyneczki, z buziakami podobnemi do świeżo upieczonych bułek.
Były to przyszłe pupilki podróżnéj z poprzedzającego rozdziału.
Zdaje mi się, że nie umiały jeszcze dobrze czytać, pomimo, że jedna miała już dziesięć, druga zaś dwanaście wiosen życia — ale za to lubiły marzyć o ładnych sukienkach i były dostatecznie poinformowane o tém, że panna mająca dwadzieścia parę włók ziemi, nie potrzebuje suszyć sobie zbytecznie głowy nad nauką.
Pod tym względem nie odrodziły się one od swéj mamy, która bardzo często przypominała panu Kalasantemu o tém co do domu wniosła, nie licząc naturalnie tego, co przez piętnaście lat szczęśliwego pożycia wyniosła.
Panienki były ładnie uczesane i odziane w nowo ukrochmalone sukienki, które szeleściły niemiłosiernie.
Ojciec ucałował swoje pociechy i rzekł:
— No, panny, dość próżniactwa, zabierzemy się teraz do nauki.
— Ach, wiemy już, wiemy — odpowiedziały płaczliwym dyszkantem.
— Poproścież więc guwernantkę na herbatę, czy już wstała?
— Podobno nawet zupełnie nie spała; mówiła Franka, że wszystką naftę w lampie wypaliła...
Pan Kalasanty pogładził wąsy, po-