Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ładna, a po prawdzie, to ja sam nie wiem, gdzie ta ładność jest? One wszystkie takie... z początku człowiek myśli, że bierze kawałek złota, a potem prędko przekona się, że to zwyczajna miedź... Jemu się zdaje, że to będzie sam cymes, ale jego nieraz zęby zabolą... No, no!... a co ja będę robił? Powiadają, że ta panna dobra jest; znam ja tę damską dobroć, co trzyma wszystkie klucze w garści, a nim jeden grosz wyda, to mu się dziesięć razy przypatrzy! Co komu z tej dobroci? Moja żona też dobra, a co ja od niej mam? Rewizyę po kieszeni! Ona powiada: co twoje, to moje, a co moje, to też moje. Codzień to słyszę, a chyba wtenczas nie słyszę, jak śpię, albo gdy w drodze jestem; a gdy przyjadę do domu, to zaraz robi się śledztwo... Moja żona w tedy nie jest żona, ale cała komisya, tylko jej pisarza brakuje. A dokąd jeździłeś? a coś robił? ileś zarobił? ileś wydał? coś jadł?... coś pił? dlaczegoś zjadł za cztery grosze, kiedy można było zjeść za dwa? dlaczego zarobiłeś trzy, kiedy można było zarobić sześć? Wójt w Cherlakowie nie zawracał mi tak głowy, jak kochana żona w domu mi zawraca. Mój puryc też potrzebuje mieć taki smak! No, no, chce ginąć, niech ginie... ale za co ja mam być na tym interesie stratny? Gdzie sprawiedliwość? Pfe!