Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A to je sobie weź — rzekła babcia, — ja ci takich waryatów nie sprzedam.
Certowali się długo, nareszcie stanęło na tem, że pan Maciej kare zabierze, a natomiast przyśle siwe, takie spokojne i wyjeżdżone, że nawet dziecku dadzą się prowadzić.
Kiedy już pan Maciej odjeżdżał, staruszka wzięła go na stronę. Jeszcze dziękowała za ocalenie, jeszcze błogosławiła i rzekła:
— Załatw-że się tam, moje dziecko, z gospodarstwem i wracaj do nas niedługo, a z dobrą myślą; będziesz przyjęty mile. A może i ciocia przyjedzie?...
Helenka pożegnała go uściskiem dłoni i szepnęła:
— Z utęsknieniem czekać będziemy...
Pan Maciej, pełen najmilszych nadziei, opuścił Zawalin.
Icek, który go o parę dni wyprzedził, powrócił w złym humorze. Z rozmowy z Wojciechem, ze służbą w Zawalinie, zmiarkował, że z tego przypadku nad rzeką może się zrobić wesele, i to go niepokojem przejęło.
— Na co temu purycowi żona? — myślał sobie, — na co mu ten ambaras? Ma sam miód, chce dostać chrzanu; ma spokój, szuka wojny. Co mu się przyśniło?... Panna ładna?... wielkie mecye! od tego jest panna, żeby była