Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wy głupstwo powiadacie... dziś piątek jest, jaki żyd jeździ po drogach w piątek? On potrzebuje iść do łaźni, on potrzebuje iść do bóżnicy. Wyście się napili, moi ludzie, wam się zdaje, że tu jakiś żyd był, a tu wcale żadnego żyda nie było.
— Jakże nie było, kiedy był... toć sami rozmawialiście z nim!
— Ja rozmawiałem? co ja rozmawiałem? trzy słowa, a choćbym i rozmawiał, to co? Czy ja mogę wiedzieć, że to był żyd, że to był prawdziwy żyd?
— A toć w kapocie!
— Pfe! Wypluńcie wy takie słowo. Kapota nie jest żyd. Może to był jaki zły... jaki... no, taki co wy wiecie, a ja rozumiem, taki, co nie trzeba jego imienia powiedzieć. Pfe! powiadacie, że on tu był... i mnie się też zdaje że był... powiadacie, że drzwiami wszedł?
— Juści że drzwiami.
— Ha! a którędy on wyszedł? Okna zamknięte, drugie drzwi zamknięte, a przy kominie stoi moja żona. No, zgadnijcie którędy wyszedł? Zgadnijcie kiedyście tacy mądrzy! Wy powiadacie, że to był żyd!... żydzi drzwiami chodzą. Nie wspominajcie o takim paskudniku i lepiej zapłaćcie za wódkę, coście wy-