Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pili, a wypiliście dość... starczyłoby na sześciu, a was było tylko dwóch.
Chłopi zaczęli się certować i sprzeczać z szynkarzem, który nie ustępował i koniecznie domagał się zapłaty.
Tymczasem Icek przemykał się za wsią przez ogrody. Kontent z wolności, swobodny, myślał tylko o tem, jakby najprędzej wydostać się po za obręb wsi. Wiedział, że Mosiek zatrzyma chłopów w karczmie, jak będzie mógł najdłużej; wiedział, że w razie, gdy zechcą gonić, wskaże im wprost przeciwną stronę, czuł się więc prawie już bezpiecznym i swobodnym. Przemykał się przez ogrody, pomiędzy konopiami i wysokiemi tyczkami grochu — i już był blizkim gościńca. O wiorstę drogi była wioska, w której miał zamiar nająć konie. Spojrzał na słońce, jeszcze był czas.
Tymczasem ten chłop, który się wódki wyprzysiągł, był u swojej siostry. Gawędził o tem i o owem, a potem udał się ze szwagrem obejrzeć łąkę. Ponieważ szwagier miał wypędzać konie na pastwisko, więc zamiast iść pieszo, pojechali konno. Właśnie Icek wydobył się z konopi na łąkę i zaczął biedz przyśpieszonym krokiem, gdy owi dwaj jezdni ukazali się z przeciwnej strony. Nie bardzo ich się przeląkł, sądził bowiem, że obaj są chłopi miejsco-