Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dyć ja nie was szukam — rzekł, — jeno tamtego żyda, cośmy go tu przyprowadzili.
Szynkarz powoli zdejmował z siebie białą płachtę.
— To go sobie szukajcie — rzekł z oburzeniem. — Z wami przyszedł, z wami miał kompanię. Kazał wódki dać... nie zapłacił. Ja was stąd nie wypuszczę, zapłaćcie mi wpierw za wódkę!
— My?!
— Co mnie do tego? kto pił, niech płaci... takie prawo jest. Wy myślicie, że ja was się boję? Ja was się wcale nie boję! Ja jestem tutejszy, ja was znam. Wielkie mecye... sołtys... aj, aj, wielka osoba! Może komu pokazać, że na dachu jest komin, a pod podłogą piwnica! Nie widział kto taką osobliwość!
— Ale gdzie tamten żyd?
— Albo ja wiem?... czy ja jestem stróż, żebym go pilnował?... Ja nie jestem stróż, ja nie jestem sołtys.
— Powiedz żydzie gdzie jest?...
— Ja wam powiem. On jest tam gdzie jest, a tymczasem tu go niema. Ja go wcale nie znam, ja nie widziałem którędy on przyszedł i nie potrzebuję wiedzieć którędy poszedł. Ja nie wiem, czy tu jaki żyd dziś był, nawet mnie się zdaje, że dziś żadnego żyda nie było.