Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słów z szynkarzem i po chwili sołtys widział przez otwarte drzwi nabożnego żydka, jak odwrócony ku oknu kiwał się i kłaniał, odziany w białą płachtę, z szerokimi ciemnymi szlakami.
Sołtys z kumem popijał, gwarzył, ale obudwom języki obracały się coraz ciężej; nareszcie obadwaj chłopi, rozmarzeni wódką, wsparłszy głowy na rękach, usnęli i spali z godzinę.
Przebudził ich turkot bryczki, zajeżdżającej przed karczmę. Sołtys już oprzytomniał. Spojrzał do koła i obaczył w sąsiedniej izbie kiwającego się przy oknie żyda, odzianego w białą płachtę.
— No — rzekł, — namodliłeś się już... czas w drogę!
Żyd wcale się nie odzywał.
— Żydku! hej żydku! — zawołał sołtys.
Modlący się nie zmienił pozycyi.
Chłop wstał z ławy i ciężkim krokiem szedł do stancyi.
— No — zawołał, — dość już, w drogę!
Żyd obrócił się z oburzeniem.
— Dlaczego wy mnie przeszkadzacie? Kto mi zabroni modlić się w moim domu? Co wy macie do mnie za prawo?!
Modlący się żyd był to szynkarz Mosiek. Sołtys odskoczył od niego.