Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
46

— No powiedz, lubisz mnie? lubisz? — powtarzała.
— Bardzo panią lubię.
— I nie chciałbyś, żeby mi się co złego stało?
— O nie!
— Mój drogi, mój jedyny, jeżeli mi co dobrego życzysz, jeżeli dziadka kochasz, na pamięć twych rodziców, na wszystko cię zaklinam, nie mów nikomu, żeś tu kogo widział, żeś co słyszał. Przyrzekasz mi to?
Objęła mnie ręką za szyję i zaczęła całować. Nie wiem dlaczego, rozpłakałem się wtedy.
Obtarła mi oczy swoją chusteczką, wzięła za rękę i poprowadziła do ławki, stojącej w samym kącie ogrodu, pod wielkiem, w połowie uschniętem drzewem.
— Przyjdziesz jutro do Sewerynka? — spytała.
— Przyjdę.
— Przyjdź, moje dziecko, będziecie się bawili i dostaniecie konfitur. Tylko pamiętaj, nic nie mów! Gdybyś słówko pisnął, byłabym zgubioną, umarłabym. O! ty nie wiesz, jaka ja jestem nieszczęśliwa... I on także jest bardzo, bardzo nieszczęśliwy.
— Kto? — zapytałem.
— On... ten, którego widziałeś.
— Kiedy ja, proszę pani, nikogo nie widziałem.