Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
47

— Со? со ty mówisz! — spytała z wyrazem wielkiej radości.
— Mówię, żem nikogo nie widział i nie wiem wcale, o kim pani mówi.
— Słuchaj mały — rzekła, marszcząc brwi — proszę cię, nie kłam i nie żartuj sobie ze mnie, bo to jest bardzo nieładnie i ja przestanę cię kochać; nie będę do ciebie mówiła, zabronię ci bawić się z Sewerynkiem i znienawidzę cię, jako fałszywego i przewrotnego malca.
Małom się nie rozpłakał.
— Nie wiem, za co się pani gniewa — odrzekłem — cóż pani złego zrobiłem?
Widocznie w oczach moich wyczytała wielki smutek, gdyż zaraz zmieniła ton i gładząc mnie po twarzy, rzekła:
— Powiedzże mi więc wszystko po kolei, jak było.
Opowiedziałem ze wszelkiemi szczegółami moją wyprawę na mniemanych złodziei, nie zapomniawszy dodać o kamieniu podjętym w celu obrony i o piasku do zasypania łotrom oczu. Powiedziałem, że kryjąc się pod krzakami, nie widziałem nikogo, że szedłem tylko za głosem, że ten ktoś, co ku cmentarzowi odszedł, tylko mignął się przedemną, jak cień