Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
110

Wtem sługa szklankę rozbiła raz,
W znudzonej damie zakipiał gniew
Dy hast cerbrochen a siajne glas!
Moją dziesiątkę oddaj! mą krew!
I z wielkiej złości dama osłabła,
Ale splen cały... poszedł do dyabła.





Dopóki mówić nie zacznie o sobie.

Mam przyjaciela, zacności jegomość,
Człek wykształcony i to co się zowie,
Ma obowiązków i pojęć świadomość,
Szlachetność w sercu i naukę w głowie.
Można go lubić we wszelkim sposobie,
Dopóki mówić nie zacznie o sobie.

Na tym koniku bowiem gdy pojedzie,
To już uważać nie chce wcale na nic,
Prawdy i sensu chętnie się pozbędzie,
Byle się tylko chwalić mógł bez granic...
A gdy słuchacza powolnego znajdzie,
To do absurdu w samochwalstwie zajdzie.

O polowaniu będzie opowiadał:
Że nosorożce strzela! jak wiewiórki,