Strona:Klemens Junosza - Córka Negocjanta.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I śmiało spogląda na piękną, na córę
I nieraz u nóżek jej klęczy.
Ha śmiałku szalony! powstrzymaj zapędy,
Nie dla cię królewna ze sklepu!
Nie tędy ci droga! szaleńcze nie tędy,
Wszak nie masz futoru wśród stepu!

Nie słuchał młodzieniec, lecz czekał cierpliwie,
Do serca królewny wciąż pukał
I gruchał tak czule, tak słodko i tkliwie,
Aż chwilkę sam na sam wyszukał.
Czy znacie sam na sam, jak splotą się dłonie,
A serce w takt zgodny uderzy...
Jak słodko się spada w rozkoszy tych tonie,
Iż człek już sam sobie nie wierzy.

I ukląkł raz chłopiec, wołając „ah! kupcze
Ja kocham szalenie twą córę,“
I odrzekł mu kupiec „do djabła idź głupcze
I nie waż się chodzić na górę.
Nie dla psa kiełbasa, ma córka bogata,
Nie żąda na męża kupczyka,
Idź szukać posady, lub błądzić wśród świata
I cała już racja fizyka.“

I odszedł zmartwiony, nasz kupczyk ubogi
Z nadzieją posadę już traci
I spojrzał odchodząc, na kupca, na progi
I wyrzekł, „on mi to zapłaci!“
A potem gdzie indziej zostawszy subjektem,
Pracował nieborak poczciwie,
Handlował jak zwykle korzennym objektem
I znał się wybornie na piwie.

U kupca na górze, zmartwienie nie lada,
Kupcówna szaleje z miłości