Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siebie więcej monety. Czasem ojciec dał grosz, czasem matka — i uzbierało się.
— Pytacie — rzekł, — czy chciałbym należeć do spółki? Z największą chęcią; tylko nie wiem, co zrobi ze mną ojciec: czy odbierze mnie od Klopmana, czy każe nadal u niego pozostać. Ojciec chce, żebym dużo umiał...
— Uczonym będziesz?
— Chyba nie...
— Dlaczego?
— Trudno nim zostać... Ja głowy takiej, jak do tego potrzeba, nie mam.
— A może i ochoty ci brak.
— Naprawdę, wolałbym zostać tu z wami i handlować; to mi się lepiej podoba. I wieś mi się podoba: na wsi jest ładniej, niż u nas w miasteczku; tylko jedna rzecz bardzo tu zła.
— Co?
— Psy.
— Jakie psy?
— Te chłopskie, które szczekają i chcą kąsać. Ja się boję psów. A wy nie boicie się?
— Nie; one nas znają... Myśmy dawniej też się bali, ale teraz wcale nie; mamy na nich sposób.
— Kto was nauczył?
— Ojciec. On powiedział, że, skoro pies szczeka, trzeba mu gębę zatkać.