Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

potrafi mi może wytłómaczyć, bo jeszcze wszystkiego nie wie. Ja pomyślałem sobie, że ojciec ma teraz czas, że ojciec także jest człowiek uczony i może...
— Ale cóż ty chcesz wiedzieć nareszcie? — zapytał Imć pan Dawid — jakież znowu głupie pytanie mogło się zrodzić w twojej pustej głowie?
— Ja powiem: myśmy szli przez wieś, na nas bardzo szczekały psy; jakaś obca baba też szła przez wieś, na nią wcale nie szczekały psy. Chłopaki we wsi, co się bawili na ulicy, gdy myśmy szli, wołali: „huź go! weź żyda!“ a gdy baba szła, wcale nie wołali: „huź babę!“ My mieliśmy dużo strachu, i nasze kapoty są w kilku miejscach rozdarte; baba nic się nie bała... i, niech ojciec patrzy, idzie przed nami i wcale nie ma podartej spódnicy. Ja się temu bardzo dziwię...
— Zwyczajna to rzecz — odrzekł Imć pan Dawid: — tak zawsze było i tak będzie.
— Ale dlaczego?
— Bo nas chłopi nie lubią i psy nas nie lubią.
— Ale dlaczego? niech mi ojciec powie, dlaczego? Co psu do tego, że my idziemy do Trzmiela? Na co chłopakom trzeba, żeby nas psy kąsały? Jaki oni mają z tego zysk?