Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cała ludność żydowska dużego dosyć miasta zapraszała Imć pana Symchę do zarządu ogólnymi jej interesami; cokolwiek się w jej gospodarstwie robiło, Kaltkugel musiał w tem udział przyjmować.
I pysznił się z tego Imć pan Symcha i w ambicyę się wbijał, gdyż ta jest zazwyczaj ludzkich pożądań gradacya, że najpierw człowiek pieniędzy pragnie, a gdy je posiądzie, tedy mu się honorów, poszanowania i miru zachciewa. Jużby rad na świeczniku stać i hołdy zewsząd odbierać, już mile go wszelkich pochlebstw kadzidło łechce po nosie, już chce paść oczy widokiem pochylonych głów i zgiętych grzbietów. A choć to głowy mizerne, nędznemi, staremi czapkami pokryte, choć na owych grzbietach pochylonych łachy się trzęsą, jednak i to pysze Symchy Borucha pochlebia, że się gną przed nim i kłaniają. On zadziera głowę do góry i zda się mówić: patrzcie com ja, bogacz, a co wy, marni nędzarze!...
Całe żydowstwo ubogie, głodne, obdarte, czasu ostrej zimy lub też przed uroczystemi świętami, ciśnie się do drzwi Imć pana Symchy, który na czele kahalnej dobroczynności stoi i ofiary miłosierdzia zbiorowego między wszelakich łapserdaków rozdziela. On i sam potrafi rzucić datek hojny, byle tylko mówiono