Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, no; ja się bardzo dziwię, że mówicie takie słowa. Sami uczyliście mnie, że świat do nas należy.
— Tak, ale trochę i do nich... miarę trzeba znać...
— Czy wyście inaczej robili, niż my...
— Inaczej... myśmy skubali po trochu, aby żyć i nie przeszkadzaliśmy żyć drugim... wy chcecie wszystko pochłonąć od razu. Symcha, słuchaj mnie, to duży feler jest i od tego feleru przyjdzie wasza zguba. Moje oczy zamkną się niezadługo i może dlatego lepiej widzą teraz... Ja proszę cię, Symcha, jeżeli chcesz być szczęśliwym na tym świecie, nie żądaj za wiele, nie bierz za wiele...
To były prawie ostatnie słowa Imć pana Dawida Kaltkugla; gwałtowny kaszel nie pozwolił mu dokończyć tego, co chciał synowi powiedzieć, a kiedy kaszel przeszedł, chory wpadł w takie osłabienie, że nie mógł mówić i leżał prawie nieprzytomny, dysząc ciężko — i już do samego zgonu w takim stanie pozostał.
Kiedy Dawid Kaltkugel zamknął oczy na zawsze i kiedy go uczciwie, w najbliższem miasteczku, na żydowskim cmentarzu pochowano, Symcha Boruch, według starego obyczaju, szatę na sobie rozdarł, obuwie z nóg zrzucił, głowę popiołem posypał i tak osiem dni na