Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lepiej samego wina i wy próbujcie zasnąć. Spanie pokrzepi was.
— Nie, nie, Symcha, tobie nie idzie o to, żebym ja wina się napił i zasnął, tylko żebym nie mówił. Wy jesteście teraz tacy mądrzy, że wcale nie chcecie słuchać starszych, a ty nie ciekawyś nawet dowiedzieć się, co myśli twój umierający ojciec! Ma się rozumieć! On stary, on prostak, co on może powiedzieć tobie, który jesteś mądry, wypraktykowany, obrotny. Ma się rozumieć! Twój ojciec nie zarobił tyle przez dziesięć lat, ile ty potrafiłeś zarobić w ciągu roku... Masz racyę, tyś mądrzejszy, na co masz słuchać starego!?
— Z wielkiem przeproszeniem... nie gniewajcie się. Owszem, ja mogę posłuchać co wy mówicie, tylko idzie mi o was. Tymczasem spocznijcie, nabierzcie trochę siły, a gdy się wzmocnicie, mówcie ile wam się podoba.
— Nie; ja chcę teraz powiedzieć. Jutro już moje usta mogą być zamknięte, a język martwy... Symcha! w naszem życiu jest dużo felerów, a nasza zguba nie od żadnych narodów przyjdzie, ale od nas samych. Tak napisano jest, tak zawsze mówił twój nieboszczyk dziadek Migdał, człowiek nabożny i spokojny. My sami sobie wrogami jesteśmy, gdyż żądamy za wiele...