Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wielmożny panie sędzio — rzekł Symcha z płaczem prawie, — ja wolę być zmęczonym, nawet bardzo zmęczonym, aby już raz skończyć i iść do domu. Ja mam żonę, mam małe dzieci, ja potrzebuję być w domu. Niech mnie pan puści.
Sędzia powiedział, że bardzo mu to boleśnie i przykro, że rozumie położenie pana Symchy, ale to nie od niego zależy.
— Tylko od kogo?
— Od sprawy...
Wówczas Symcha, jak tonący brzytwy, uczepił się kaucyi. Obiecywał, że da kilkaset rubli, tysiąc, półtora...
— Dopiero mówiłeś pan, że jesteś biedak i nie posiadasz kapitałów.
— Ale moja familia złoży za mnie.
I to się na nic nie zdało. Sędzia znów przepraszał, lecz powiedział, że na żaden sposób nie może...
Na drugi dzień, na trzeci i czwarty jeszcze były pytania, a potem nikt już Symchy nie wołał, nikt nie przeszkadzał mu siedzieć i rozmyślać, rozmyślać choćby po całych dniach i nocach.
Taki sam los spotkał rybaków, wielce szanownego Wulfa i jego brata Nutę, taki sam