Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oj, oj — rzekł Nuta, — głowa moja posiwiała, broda posiwiała, synów pożeniłem, córki powydawałem za mąż, a zawsze tu węgle wypalali i smolarnie tu były najsławniejsze na całą okolicę. Ha, ha! jakie tu znaczne smolarnie, jakie znaczne węglarnie były, ale teraz cena tego towaru spadła. Nastały różne smarowidła, smołę mało kto chce kupować. Tak samo i ryby: dawniej tu, w tych jeziorach, bywały takie szczupaki, jak, nie przymierzając, lewiatany; teraz ryby zdrobniały i są maleńkie, że niema na co patrzeć.
Nuta tyle nagadał tym panom o smole, rybach, węglach, cenie drzewa, o drożyźnie życia — że aż musieli go prosić, żeby przestał i przerwał ten zajmujący wykład; natomiast zapytali go, czy nie zauważył czego szczególnego przy wypalaniu węgli.
— Aj, aj, ciągle widziałem takie rzeczy, które mnie rzeczywiście dziwiły.
— Cóż takiego?
— Kowale bardzo się targowali; chcieli płacić takie marne ceny, że nawet koszt się nie zwracał.
— A co tu robił niejaki Icek Gansfeder? czyście go znali?
— Jak zły grosz... to był wielki łajdak, chociaż starozakonny.