Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z ludźmi, wyrażał nawet zdziwienie, że banda mogła tak długo operować i że ją dopiero teraz wykryto.
Przybywszy do domu, przywitał się czule z żoną i dziećmi — i wziął się do zwykłych zatrudnień swego fachu, rozmawiał z chłopami, dowcipkował, śmiał się. Zaraz po przyjeździe posłał konno chłopca nad jezioro do Wulfa, z żądaniem, żeby natychmiast przyjechał.
Już się ludzie porozchodzili i noc zapadła, gdy rybak stawił się w Bielicy. Symcha wziął go do osobnej stancyi i tam mieli między sobą krótką rozmowę.
— Zabierzcie się ostro do rzeczy, żeby do jutra rana nasze piece do węgli były prawdziwymi piecami, żeby je można było rozrzucić zupełnie i nie znaleźć w nich nic prócz węgli.
— Czy to konieczne? — zapytał Wulf.
— Tak kazał Gansfeder, tak trzeba. Źli ludzie chcą nam szkodzić.
— Może to tylko próżny strach? może lepiej poczekać?
— Nawet jednej godziny czekać nie można, bo lada chwila spaść może na nas zmartwienie, wielkie zmartwienie.
— Taki dobry interes, taki złoty interes!
— I trzeba go rzucić w wodę. Cóż robić, kiedy nie można inaczej?