Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie macie się z czem ukrywać — rzekł: — znamy was dobrze i wiemy, coście za ptaszek. Mało to ja waszych koni tędy nocami przeprowadziłem, a i ten żydek także. Teraz was przeprowadzam.
— Jakie konie? co wy mówicie, człowieku? Ja nigdy końmi nie handlowałem, mam inne zatrudnienie.
— Tak? no, no, niema się czego bać; swoi jesteśmy, nie zdradzimy; a ten żydek, co nic nie mówi, jest Nechemiasza krewny. Starego nieboraka złapali i jego dwóch synalków także; z trzecim, jeżeli przejdziemy pomyślnie, będziecie się mogli jutro zobaczyć... to wam opowie, jak to było.
— Jeżeli przejdziemy pomyślnie? Dlaczego mówicie: jeżeli przejdziemy pomyślnie?
— Bo czasem można przejść niepomyślnie.
Na te słowa Gansfedera zdjął wielki strach, — zaczął tedy prosić chłopa, żeby dołożył wszelkich starań i przeprowadził bez wypadku. Przyrzekł, że będzie umiał poznać się na rzeczy i że go wynagrodzi bardzo hojnie, po pańsku...
Chłop mruknął coś niewyraźnie i dał znak, że czas już w drogę; wstali więc wszyscy trzej i poszli. Ciężka była droga, Gansfeder potykał się ciągłe na nierównym gruncie, kilkakrotnie upadł, ale wnet zrywał się i biegł dalej,