Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, to dlaczego nic nie mówi i nie chce odpowiadać, gdy ja do niego mówię?
— Albo ja wiem, może go zęby bolą...
— Oj, nieprzyjemna jest taka podróż w nocy.
— Niby to wam pierwszy raz...
— Tak, na piechotę pierwszy raz. Ja jestem przyzwyczajony do nocnych podróży; ja nawet wolę jeździć nocną porą, aniżeli w dzień... ale jeździć drogą, na bryce, czy na saniach. Można trochę myśleć, trochę drzemać i człowiek przynajmniej się nie męczy; ale takie włóczenie po nocy piechotą, w ciemnościach, to jest bardzo niedobra rzecz.
— Jak komu — odrzekł chłop; — jeden do tego zwyczajny, drugi do czego innego... każdy podług swego sposobu...
Gansfeder znowu próbował z milczącym żydem zagadać; pociągnął go za rękaw.
— Dajcie pokój, panie Gansfeder — odrzekł tamten niechętnie.
Usłyszawszy swoje nazwisko, teść Symchy zerwał się na równe nogi.
— Skąd wy znacie to nazwisko? kto wam powiedział, że ja tak się nazywam?! Wam się chyba przyśniło! Moje nazwisko Weinstein; o żadnym Gansfederze nie słyszałem, jak żyję!
Chłop się wdał w rozmowę.