Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

raz pierwszy. Bardzo żałuję, żem poszedł z wami; lepiej było siedzieć w domu spokojnie. Powiedzcie, moi kochani, czy jeszcze daleko?
— O, daleko — odrzekł ów chłop czy mieszczanin, — kawał drogi. Teraz spoczniemy chwilę, bo później trzeba będzie dobrze nogi zbierać, żeby zdążyć do bezpiecznego miejsca przed świtem.
Wszyscy trzej usiedli na ziemi; Gansfeder chciał fajkę zapalić, lecz zaledwie błysnął zapałką, chłop pochwycił go gwałtownie za rękę.
— Zwaryowałeś, głupcze! — szepnął. — Fajki mu się zachciewa! Widzisz go, jaki pan!
— Mój człowieku — rzekł Gansfeder, — ja nie wiedziałem... ale moglibyście mówić trochę grzeczniej i nie chwytać mnie tak mocno za rękę, bo to boli.
— Delikatny!
— Jakbyście wiedzieli; nie jestem przyzwyczajony do takich konfidencyi...
Chłop nie zwracał uwagi na te słowa; wydobył z torby kawał chleba i zaczął jeść. Trzeci towarzysz uparcie milczał i wcale na pytania nie odpowiadał, tak, że Gansfeder nie wiedział, co ma o nim myśleć.
— Słuchajcie-no — rzekł do chłopa, — czy ten żydek, który z wami idzie, jest głuchy?
— Nie.