Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chłop bowiem naglił i ostrzegał, że pomyślność przeprawy tylko i jedynie już teraz od pośpiechu zależy. Przedzierali się przez gęste krzaki, przechodzili przez parowy i wzgórki, a ciągle lasem; w jednem miejscu trzeba się było przeprawić w bród przez strumień; nareszcie po dwóch godzinach forsownego marszu zaczęło się trochę rozjaśniać. Ciemności ustępowały powoli; już można było widzieć między drzewami cokolwiek; chłop ciągle szedł, za nim żyd milczący, Gansfeder kroczył na końcu.
Kiedy się jeszcze widniej zrobiło, zdawało się Gansfederowi, że milczący żyd obcy mu nie jest, — przypomniał sobie, że widział on już gdzieś takiego barczystego zucha, o ramionach szerokich i łapie niedźwiedziej.
Syn Nechemiasza!
— Mosiek! — zawołał Gansfeder.
Żyd obejrzał się.
— Co chcecie? — zapytał.
— Ja ciebie nie poznałem.
— Naumyślnie chowałem twarz i podwiązałem się chustką, żeby mnie trudno było poznać.
— Dlaczegóż mi nie powiedziałeś od razu, że to ty jesteś?
— Po co?