Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak nie wiadomo, gdzie się podział, zniknął, przepadł, jak kamfora, gdy ją w niezamkniętem naczyniu kto nieopatrznie zostawi.
Po figlach wietrzyku nastała cisza solenna, taka cisza, że człowiek mógł słyszeć własnego serca kołatanie, tudzież szmery, jakie różne insekta, po chropowatych ścianach izby wędrując, drobnemi swemi nóżkami czyniły. Tak cicho leży przyczajony dziki zwierz, gdy się na niewinne koźlę ma rzucić. W powietrzu zrobiło się dziwnie duszno i parno, gorąco przenikało do siedzib ludzkich i czyniło je podobnemi do łaźni.
Imć pan Dawid i jego teść poczerwienieli mocno na obliczach, a czoła ich pokryły się grubemi kroplami potu.
Nagle straszny wicher się zerwał. Ryczał on niby zwierz dziki, wstrząsał szybami w oknach, a w kominie takie nadzwyczajne jęki, wycia i skomlenia wyprawiał, że najodważniejsi nawet mężowie, dla których rzucić sporo pieniędzy na niepewne jest głupstwem, głowy pod pierzyny schowali, tak ich tchórz od tych głosów nadzwyczajnych obleciał.
Całe miasto, jak się wyżej rzekło, dość podłe na wejrzenie, jeszcze się podlejszem a prawie zupełnie marnem stało; a kiedy błyskawica, obłoki przerżnąwszy, oślepiającem