Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oblała je światłem, to domostwa szare, nizkie, odrapane, wyglądały niby gromadka przestraszonych kurcząt, nad któremi kania się unosi.
Tej nocy strasznej uderzał grom po gromie, w górze huk był nadzwyczajny od grzmotów, na ziemi szum od ulewy, potokami zalewającej uliczki. Ziemia zniknęła pod wodą i zdawać się mogło, że na dachach wielka moc doboszów zasiadła i w bębny co sił łomocze — taki był łoskot straszny i trzeszczenie; a gdy się jedne chmury wyczerpały, wnet nadchodziły drugie i nawałnica znowuż się srożyła z wściekłością.
Próżnym byłoby trudem opisywać drobiazgowo, co się działo tej nocy: jako woda przez dachy dziurawe i uszkodzone powały na bardzo szanowne głowy kapała, — jako się fale jej wdzierały do sieni, a nawet do stancyi przez progi, — jako przerażone niewiasty poduszkami zatykały szyby wybite, a dzieci z wielkim wrzaskiem i lamentem chowały się za piece.
Próżny byłby to wysiłek i trud nadaremny.
Imć pan Dawid Kaltkugel, aczkolwiek człowiek dzielny i mężnego serca, tyle się onej nocy strachu najadł, aż się później własnemu nie mógł dość nadziwić obżarstwu; drżał, trząsł się, dygotał i zajmowała go tylko jedna