Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ani mi tu źle — odrzekł, — ani dobrze... tak sobie... Ale ponieważ mam zamiar trudnić się nowymi interesami, to chcę ze starych zupełnie się wycofać.
— Coby ci szkodziło, żebyś niektóre przynajmniej pozostawił?
— Nie chcę.
— Przecież mnie możesz zawierzyć; jabym ci je dobrze pilnował, jak ojciec.
— To prawda, ale ja mam swoje widoki.
— Nie rozumiem...
— Ojciec lubi prowadzić zwyczajne wiejskie geszefta, bardzo proste; ja chcę próbować czegoś lepszego.
— Obyś na gorsze nie trafił.
— Niech się ojciec nie obawia. Mój przyszły teść, Gansfeder, otworzył mi oczy, on mi pokazał drogę.
— Czy nie przesadzasz? Jaką on mógłby ci drogę pokazać? Prosty szynkarz z miasteczka, cóż on nadzwyczajnego potrafi?
— Potrafi.
— Chyba dolać wody do wódki, dodać tureckiego pieprzu, tytuniu i wapna, żeby chłop czuł smak. Trzeba ci wiedzieć, mój kochany, że to rzecz dawno znana. Jeszcze Gansfedera nie było, jak żydki takie interesa praktykowali i po trosze pieniądze robili.